Tragedia, która trwa, ale jakby jej nie było

Jonglei to zalana deszczem, największa prowincja Sudanu Południowego. Z dala od dróg, bez dostępu do sieci telefonicznych, gdzie w sercu  bogatych w ropę naftową mokradeł, armia rządowa SPLA walczy z rebeliantami.
W tym samym czasie dobrze uzbrojone bojówki etniczne tysięcy Lou Nuerów, napadają na odizolowane od świata wioski Murli, rabując ogromne stada bydła i zabijając każdego kto stanie im na drodze.
Możliwe, że tysiące rannych Murli boi się szukać ratunku na terenach kontrolowanych przez rząd. Jednak trudno potwierdzić te informacje. Brakuje danych z organizacji humanitarnych i ONZ. To stawia dziennikarzy przed dylematem. Jak możemy  pisać o czymś czego nie możemy zweryfikować? Współczesne media też rządzą się  swoimi prawami. Kolejne walki etniczne w Sudanie Południowym? Kogo to obchodzi?
Według Lekarzy Bez Granic – pierwszej organizacji która udała się w rejon walk,  ponad 100 tysięcy opuściło swoje domy.  Teraz koczują bez dostępu do wody pitnej, jedzenia i lekarstw w buszu.  Ilu z nich zginęło, a ilu jest rannych tego nie wie nikt.
To nie pierwsza taka klęska. Półtora roku temu tysiące wojowników Lou Nuer (według ONZ 6-8 tysięcy) wyposażonych w karabiny, granatniki, telefony satelitarne i szkolne plecaki z napisem UNICEF ruszyło na polowanie. „Uciekajcie by przeżyć” – brzmiał komunikat niebieskich hełmów, które nie zrobiły wtedy nic, by zapobiec masakrze. W rozmowach pracowników organizacji humanitarnych padały słowa takie jak „Rwanda” i „czystka etniczna”.
Dziesiątki tysięcy przerażonych ludzi – głównie kobiet i dzieci tygodniami szukało schronienia w buszu.
„To zemsta za śmierć naszych braci, tysiące zrabowanych krów i porwane dzieci. Oko za oko, ząb za ząb. ” Kipiały nienawiścią oświadczenia Młodzieży Nuerów publikowane w internecie.
Ta wendeta na tle etnicznym  nakręca się od dziesięcioleci. W świecie gdzie nie ma systemów bankowych, a pan młody za żonę płaci najmniej trzydzieści, a czasem kilkaset krów, bydło to największe bogactwo i szansa na posiadanie rodziny. Za cielaka w drodze wymiany można też kupić karabin.
„Wszystko zaczęło się kiedy byłem małym chłopcem, siedemdziesiąt lat temu.” – powiedział mi najstarszy we wsi Lou Nuer.  „Pewnego popołudnia nad brzegiem Nilu, byk należący do naszego stada zabił zwierzę Murli. Właściciel martwego byka, nie mógł pogodzić się ze stratą, więc przeszył włócznią naszego zwycięzcę. Potem już nikt nie mógł przestać i tak jest do dzisiaj”.
Półtora roku temu na rewanż też nie trzeba było długo czekać. Zemsta dopominała się zemsty. Zrabowano setki tysięcy sztuk bydła, w sumie zginął tysiąc, a może trzy tysiące ludzi. Ciężko było  liczyć ciała.
Między stolicą najmłodszego na świecie państwa – Dżubą a Jonglei codziennie latały helikoptery. W jedną stronę transportowały rannych, w drugą pokojowe delegacje. Latał wiceprezydent, ministrowie i generalicja. Latali biskupi i ONZ.
Operacja rozbrojenia ludności cywilnej o kryptonimie „ Odbudowa pokoju”, miała zakończyć walki. Z półtoramilionowej prowincji skonfiskowano wprawdzie kilkanaście tysięcy sztuk broni, jednak gwałty, pobicia i tortury, których dopuścili się żołnierze podczas „dobrowolnego” rozbrojenia, jedynie pogorszyły sytuację.
„Odbudowa pokoju” wywołała kolejną rewoltę, która teraz zagraża planom międzynarodowych firm naftowych.
Na czele rebelii stoi niedoszły teolog David Yau Yau z plemienia Murle.
W ostatnich tygodniach ONZ próbuje zorganizować pomoc dla tysięcy ludzi, którzy szukają schronienia w buszu. Z tą różnicą, że helikoptery niebieskich hełmów nie mogą już latać nisko. Kilka miesięcy temu armia rządowa SPLA zestrzeliła śmigłowiec ONZ. Żołnierzom SPLA wydawało się, że to kolejna dostawa broni dla rebeliantów, w prezencie od prezydenta Sudanu – Omara el Baszira.
Oryginalny artykuł opublikowany został na stronie radioafryka.com 5 sierpnia 2013
O Autorce: Julia Prus, jest korespondentką PAP. Obecnie prowadzi treningi dla dziennikarzy radiowych w Sudanie Południowym. https://www.facebook.com/radioAfryka