Justyna Wydrzyńska, ABorcyjny Dream Team, Aborcja Bez Granic

Kara za wsparcie osoby w potrzebie. Uwagi prawne do sprawy Justyny Wydrzyńskiej

Nie jest tajemnicą, że potrzebujące aborcji osoby są w Polsce narażone na wszelkiego typu nadużycia: systemowo ze strony władz publicznych, instytucjonalnie ze strony części lekarzy, a w sferze prywatnej – własnych partnerów. W praktyce nawet dostęp do tej uznawanej za legalną w Polsce aborcję jest ograniczany, mimo narażenia zdrowia i życia pacjentki. Systemowo osoba w ciąży jest całkowicie osamotniona. Jak w tym kontekście traktować ściganie osoby, które przekazuje rzetelne informacje i oferuje wsparcie? Jak odnieść się do realizowania światowych standardów opieki zdrowotnej, do dawania przestrzeni na spokojną i świadomą decyzję? Ściganie Justyny Wydrzyńskiej za wsparcie w bezpiecznej aborcji to represja wobec tej działaczki na rzecz praw człowieka i niewątpliwie może być odczytywana jako kolejny krok państwa w kierunku dalszego ograniczania praw kobiet.

Autorki:
adwokat doktor Sabrina Mana-Walasek
adwokat Katarzyna Szwed



W Polsce osoby w ciąży są osamotnione systemowo

Nie jest tajemnicą, że osoby w ciąży są w Polsce skrajnie narażone na wszelakie nadużycia ze strony władz publicznych, lekarzy, a nawet własnych partnerów. Ich prawo do samostanowienia o sobie, w tym do podejmowania decyzji o kontynuacji bądź przerwaniu ciąży, zostało znacznie ograniczone w 1993 r. ustawą o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerwania ciąży. Ograniczenia te z czasem coraz bardziej się rozszerzały. W 1997 r., na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego, uchylono możliwość przerwania ciąży w ciężkiej sytuacji życiowej lub osobistej. Natomiast w 2020 r., kolejnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, uchylono możliwość przeprowadzenia aborcji z tzw. przyczyn embriopatologicznych (dot.  wad płodu). 

Aktualnie legalna aborcja możliwa jest tylko w  dwóch przypadkach – gdy zagrożone jest życie i zdrowie kobiety w ciąży lub gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego (np.  zgwałcenia). W praktyce jednak dostęp do tej legalnej aborcji często jest ograniczany, co w skrajnych przypadkach może doprowadzić nawet do śmierci kobiety w ciąży. Taka sytuacja nie jest hipotetyczna – zaledwie kilka miesięcy temu Polskę obiegła wiadomość o śmierci Izy z Pszczyny., . Trudno o historię dobitniej pokazującą kompletny brak podmiotowości osoby w ciąży w polskiej debacie o aborcji. 

Nie jest też tajemnicą, że osoby, które zdecydowały się kontynuować ciążę, często mają styczność z niewydolnym systemem opieki zdrowotnej, z lekarzami otwarcie lub potajemnie korzystającym z klauzuli sumienia, nawet kosztem zdrowia i życia pacjentki. Opieka ta jest przy tym często niskiej jakości, o czym od lat jest mowa w licznych raportach organizacji pozarządowych, takich jak np. Fundacja Rodzić Po Ludzku. 

Osoba w ciąży, która nie zamierza jej kontynuować, jest w jeszcze gorszej sytuacji. Systemowo jest bowiem całkowicie osamotniona. Nie może mieć pewności, czy i komu może powiedzieć o tym, że chce zrobić aborcję. Przerwanie własnej ciąży nie jest co prawda karalne, niemniej udzielenie bezpośredniej pomocy w cudzej aborcji może być już uznane za przestępstwo. Chcąc zrobić aborcję w Polsce, trzeba się więc martwić nie tylko o siebie, ale także o każdą inną osobę, która w tym procesie może się pojawić. Dodatkowo panująca w społeczeństwie stygmatyzacja związana z aborcją nierzadko wpędza w poczucie winy, wstydu i strachu. 

Rola oddolnych ruchów wobec braku wsparcia państwa

O tym ciężkim położeniu kobiet w ciąży doskonale wiedzą aktywistki i działaczki na rzecz praw człowieka, takie jak Justyna Wydrzyńska. Ta « matka polskich aborcjonistek » od lat odpowiada na pytania, pociesza, wspiera i uspokaja. Jest tam, gdzie powinien być system opieki zdrowotnej, walczy dokładnie z tym osamotnieniem, które ten system tworzy. Wierzy w  radykalną empatię i radykalne zaufanie oraz stosuje je w praktyce. Udowadnia to każdym dniem swojej działalności, oddając Polkom ich podmiotowość i prawo do rzetelnych informacji pozwalających na dokonywanie świadomych wyborów dotyczących własnego życia i zdrowia. 

Z takimi osobami jak Justyna można skontaktować się przez telefon, wiadomość na komunikatorze lub  e-mail. Jest wiele sposobów, żeby w cyfrowym świecie wyciągnąć rękę po pomoc. Taką rękę po pomoc wyciągnęła też do Justyny Ania (imię zostało zmienione). Jej historia przypomniała Justynie jej własne doświadczenia – przemoc psychiczną w związku, pełną kontrolę jej wiadomości mailowych i telefonicznych, liczne szantaże i groźby, a przede wszystkim poczucie, że “nie mogę mieć dzieci z tym mężczyzną, muszę natychmiast przerwać tę ciążę”. Justyna dobrze wie, jakie to uczucie być w takiej sytuacji, nie mając możliwości wyjazdu za granicę na tak bardzo potrzebny zabieg. Do tego zarówno Ania, jak i Justyna zdawały sobie sprawę, że wobec początku pandemii nawet dotarcie tabletek aborcyjnych do Polski stoi pod znakiem zapytania. 

Justyna potraktowała Anię tak, jak stara się traktować inne osoby w swoim życiu – jak przyjaciółkę w potrzebie. Myśląc sercem, nie głową, przesłała jej swoje tabletki do aborcji domowej, które od czasu swojej pierwszej aborcji zawsze trzymała w domu na przysłowiowe “w razie czego”. Był to bezpieczny i sprawdzony zestaw do aborcji farmakologicznej, zalecany przez Światową Organizację Zdrowia. Justyna czuła, że musi pomóc Ani, bo bez tego nie będzie ona mogła przerwać bezpiecznie ciąży. Bała się, że zdeterminowana w swojej decyzji Ania, jeżeli nie dostanie tych leków,  będzie podejmowała inne kroki, nawet skrajnie niebezpieczne, by przerwać ciążę. Justyna bardzo dobrze pamiętała, że sama się tak kiedyś czuła. 

Ania otrzymała upragnione leki od Justyny, jednak tylko przez chwilę mogła się cieszyć, że w końcu ma możliwość odzyskania swojego życia. Jej mąż zawiadomił bowiem policję o planowej przez nią aborcji, a policja jej te leki odebrała. Postawienie Justyny w stan oskarżenia było więc tylko kwestią czasu. 

Aborcja i wsparcie w aborcji a prawo karne. Konstrukcja przepisów to pole do nadużyć

Choć za przerwanie własnej ciąży państwo polskie – jeszcze – nie ściga, to za pomoc w niej już można odpowiadać karnie. Podstawą takiej odpowiedzialności jest  art. 152 § 2 kodeksu karnego implicite penalizujący działanie polegające na udzieleniu kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy. Jest to zatem przepis wprowadzający karanie za pomoc w czymś, co samo w sobie nie jest przestępstwem. 

Czytając powyższy przepis nie sposób nie odnieść wrażenia, że jest to przepis zredagowany w sposób pozwalający na niezwykle szeroką i niemal dowolną interpretację pojęcia “pomocy”. Taka redakcja przepisu karnego stoi więc w sprzeczności z naczelną zasadą prawa karnego, a mianowicie z zasadą określoności przepisów opisujących czyn zabroniony. Pomijając nawet moralną ocenę koncepcji karania za pomoc w realizacji prawa do samostanowienia – zjawisko, które społecznie winno być pochwalane, nie penalizowane – jego sformułowanie porównać można do kodeksu drogowego mówiącego, że niedozwolona jest szybka jazda bez wskazania, co uznaje się za taką szybką jazdę. Kodeks karny nie definiuje pojęcia pomocy w aborcji (nie mylić z pomocnictwem, które jest innym pojęciem prawa karnego i odnosi się do pomocy w popełnieniu przestępstwa), pozostawiając obywateli w stanie efektu mrożącego – zastanawiających się nawet nad legalnością podania danych organizacji międzynarodowych wspierających Polki w aborcji. 

Polski system prawa karnego daje jednak konkretne możliwości wyjścia z tego impasu. Ustawodawca przewidział bowiem w art. 1 kodeksu karnego, że dla stwierdzenia istnienia przestępstwa wymagane jest nie tylko popełnienie czynu opisanego w ustawie karnej obowiązującej w czasie jego popełnienia. Poza tym wymogiem czyn musi być również bezprawny, społecznie szkodliwy w stopniu większym niż znikomy oraz zawiniony. 

Sprawca czynu, który formalnie wypełnia znamiona określonego czynu zabronionego, w sytuacji uznania, że ten czyn ma społeczną szkodliwość w stopniu znikomym lub nie ma jej wcale, nie poniesie zatem odpowiedzialności karnej. Przy ocenie stopnia społecznej szkodliwości czynu sąd bierze pod uwagę rodzaj i charakter naruszonego dobra, rozmiary wyrządzonej lub grożącej szkody, sposób i okoliczności popełnienia czynu, wagę naruszonych przez sprawcę obowiązków, jak również postać zamiaru, motywację sprawcy, rodzaj naruszonych reguł ostrożności i stopień ich naruszenia. Przy czym ocena ta może dotyczyć tylko i wyłącznie konkretnego czynu konkretnej osoby, a nie ogólnie takiego zachowania. Bez znaczenia jest tutaj również sama osoba sprawcy. Liczy się tylko to, co ta osoba zrobiła, jaka była jej motywacja i jakie były skutki tego czynu. 

Ściganie Justyny Wydrzyńskiej należy odczytać jako represje i dalszy krok w ograniczaniu praw kobiet

Oceniając konkretny przypadek Justyny i Ani, nie sposób jest nie zauważyć, że wszelkie okoliczności tej sprawy przemawiają za tym, by uznać czyn Justyny za działanie o znikomym stopniu społecznej szkodliwości. Spełniła ona bowiem wyraźną prośbę pozostawionej samej sobie osoby, zabezpieczając jej dobrobyt fizyczny i psychiczny. Sama prośba dotyczyła pomocy w działaniu niebędącym przestępstwem (własna aborcja nie jest karalna), a Justyna nie działała z własnej inicjatywy, tylko na wyraźną prośbę osoby w niezwykle trudnej sytuacji życiowej i osobistej. Motywowała ją jedynie chęć pomocy drugiej kobiecie w potrzebie. 

Ściganie Justyny Wydrzyńskiej, działaczki na rzecz praw człowieka, która od lat zastępuje państwo polskie w obszarze zdrowia reprodukcyjnego i prawa do informacji o tymże zdrowiu, za czyn niebędący przestępstwem z racji jego znikomej społecznej szkodliwości, może być odczytane wyłącznie jako represja wobec tej działaczki na rzecz praw kobiet. Poza tym niewątpliwie może stanowić kolejny krok państwa w praktycznym ograniczaniu tych praw.


Stań w obronie Justyny. Podpisz petycję! >>>


Zdjęcie w nagłówku: Karolina Jackowska