Wyspa uchodźców

Uciekła z całą rodziną. Próbowali się przedostać do Europy przez morze. W podróży straciła męża i dzieci. Mówiła, że nie widzi sensu, by dalej żyć. Potem widziałam, jak skulona modli się nad wodą – Jagoda Cieślik, uczennica I Liceum i aktywistka Amnesty International opowiada o swojej podróży na włoską Lampedusę i spotkaniu z uchodźcami.

Autor: Andrzej Andrysiak


Jagoda Cieślik ma 18 lat, w tym roku szkolnym będzie pisała maturę. Uczęszcza do I liceum ogólnokształcącego i od prawie dwóch lat działa w lokalnej grupie Amnesty International. To założona prawie 60 lat temu międzynarodowa organizacja pozarządowa, zajmująca się zapobieganiu naruszeniom praw człowieka. Wspiera ją ponad siedem milionów osób. Liderką radomszczańskiej grupy AI jest Agnieszka Skura-Garbaciak, nauczycielka II LO, a obecnie szefowa wydziału oświaty starostwa powiatowego.

– U nas większość członków to młodzi ludzie, ale to nie jest norma. Są kraje, w których większość zaangażowanych to starsi – mówi Jagoda Cieślik. Ona sama na pytanie, dlaczego działa w tej organizacji, odpowiada:

– Zaangażowanie w taką działalność to część dorastania, gdy widzi się, co się dzieje na świecie i próbuje to naprawić. Nie mają znaczenia poglądy polityczne, ja na przykład osobiście polityki nie lubię i jej unikam. W AI trzeba być jedynie przekonanym, że prawa człowieka to coś, co przynależy każdemu.

Wyjazd na Lampedusę był finałem projektu „Start The Change”. Trwał od 29 września do 5 października.

Przez morze Śródziemne do Europy wciąż płyną uchodźc
Przez morze Śródziemne do Europy wciąż płyną uchodźcy. Fot Jagoda Cieślik

Wyspa

Ma ledwie 20 kilometrów kwadratowych powierzchni, dziewięć długości i trzy szerokości. Leży na południe od Sycylii, między Maltą a Tunezją. Mieszka tu niewiele ponad 6 tys. osób.

Wróć, to tylko stali mieszkańcy. Drugie tyle to uchodźcy. Wyspa leży na szlaku z Afryki do Europy.

Sześć lat temu, 3 października 2013 roku, doszło tu do największej tragedii uchodźczej. Ledwie pół mili od brzegu, blisko zatoki zwanej Isola dei Conigli, gdzie znajduje się jedna z najpiękniejszych plaż świata, zatonął statek. Płynęło nim 540 osób, głównie mieszkańców Erytrei. Utonęło 368 osób, 155 przeżyło, 20 uznano za zaginione. Na pamiątkę tej tragedii 3 października obchodzony jest Dzień Pamięci i Gościnności.
Stąd też wyjazd na wyspę w tym terminie.

– W tym projekcie chodziło o to, żeby się dowiedzieć, jak problem uchodźców wygląda naprawdę, na miejscu – opowiada Jagoda.

– Było wielu uczniów z Włoch, ale też innych części Europy. To był projekt dla osób zaangażowanych w tematykę. Mieliśmy nabrać doświadczenia. Wypełniłam ankietę, w której trzeba było napisać, co się robi, w co angażuje i na tej podstawie zostałam wybrana.

Pojechała ona oraz dwie dziewczyny z Łodzi i Krakowa. Plus, oczywiście międzynarodowe towarzystwo z innych krajów. Formalnie projekt skupiał się na warsztatach, na których omawiano kwestie związane z migracją, zrównoważonym rozwojem, kryzysem klimatycznym i prawami człowieka. Ale tak naprawdę najważniejsze były rozmowy z ludźmi.

Uczestnicy programu „Start The Change”. Z archiwum Jagody Cieślik.

Opowiada Jagoda:

– Pamiętam rozmowy z ocalałymi z tamtej katastrofy oraz innymi uchodźcami. Jeden z nich opowiadał nam, dlaczego uciekał do Europy. Nie dlatego, że nie miał pieniędzy, tylko z powodu wojny. Mógł tam zostać, bez nadziei na jakąkolwiek przyszłość, albo zdecydować się na wyjazd. Wybrał to drugie. Musiał zapłacić przemytnikom, nielegalnie przekroczyć granicę i zaryzykować życie.

Albo historia człowieka, który przyszedł do Europy pieszo z Dalekiego Wschodu. Szedł dwa lata, etapami. Płacił przemytnikom za odcinek, gdy go pokonał, najmował się do pracy i zarabiał na następny. I tak miesiąc po miesiącu. Udało mu się. Na miejscu i tak nie dostał statusu uchodźcy. Z powodu przepisów. Ci, którzy przeżyli katastrofę 3 października płynęli do Europy całymi rodzinami. Wstrząsnęła mną opowieść kobiety, która uciekła z całą rodziną. Próbowali się przedostać do Europy przez morze. W podróży straciła męża i dzieci. Mówiła, że nie widzi sensu, by dalej żyć. Potem widziałam, jak skulona modli się na wodą. Wtedy dotarło do mnie, że nienawiść do uchodźców zabija naprawdę.

Jedna z rzeczy, która mnie najbardziej zadziwiła, to postawa mieszkańców Lampedusy. To było pozytywne zaskoczenie. Oni naprawdę odczuwają negatywne skutki kryzysu. To kiedyś była wyspa turystyczna, ale szczerze mówiąc już nie jest. Ludzie się boją uchodźców, Włosi też się boją, dlatego nie chcą na Lampedusę przyjeżdżać. Nie chodzi nawet o tłumy ludzi, bo ja na przykład nie widziałam sytuacji, że ktoś właśnie dopłynął do wyspy, sami uchodźcy też mieszkają w swoich strefach, trudno spotkać na ulicy ludzi, którzy nie mają ustalonej sytuacji prawnej. I ci mieszkańcy, którzy sami odczuwają negatywne skutki kryzysu uchodźczego, poszli razem z nami na marsz i upamiętniali ofiary tamtej tragedii. Oddali nam do dyspozycji szkołę, spotykali się z nami, byli naprawdę zaangażowani. Był na spotkaniu burmistrz, wiele różnych organizacji, większość włoskich, i wszyscy pozytywnie nastawieni. Myślę, że wpłynęła na nich tamta tragedia. Wtedy, gdy tamtego dnia zobaczyli ciała dopływające do brzegu, wiele kutrów z Lampedusy ruszyło na pomoc.

Marsz pamięci w rocznicę katastrofy 3 października. Fot. Jagoda Cieślik.

To pewnie dlatego włoski tygodnik l’Espresso wystąpił o przyznanie mieszkańcom wyspy Pokojowej Nagrody Nobla. Za pomoc, której udzielają uchodźcom.

To da się zmienić

Wyjazd na Lampedusę to nie jedyny projekt, w którym uczestniczy Jagoda. W ramach warsztatów Silence Hate, wspólnie z czterema innymi osobami, nakręcili dwuminutowy spot dotyczący nienawiści wobec uchodźców. W najbliższy weekend jedzie do Warszawy na konferencję połączoną z premierą spotu. To był projekt, który angażował głównie uczniów.

Jagoda uważa, że stosunek Polaków do uchodźców wynika przede wszystkim z niewiedzy.

– Patrzymy na człowieka przez pryzmat jego koloru skóry, religii, narodowości, a przecież człowiek jest wypadkową wielu rzeczy, nie tylko rasy, religii i narodowości – mówi.

– Wielu ludzi nie chce się z tym skonfrontować. Złą robotę robią też media, bo nie przedstawiają uchodźców jako jednostki, tylko falę, zbiorowość. A przecież w tej zbiorowości są różni ludzie: i dobrzy, i źli, z różnymi poglądami. Nie można ich ujednolicać. Mają różne cele, różne dążenia. Postrzeganie Polaków też da się zmienić. Ważne, żeby pokazać im konkretne osoby. Żeby je poznali, zobaczyli, że mają marzenia, plany, poglądy, przekonania, że nie są tłumem.


© Gazeta Radomszczańska, 28.11.2019. www.radomszczanska.pl

Zdjęcie w nagłówku: Jagoda Cieślik (z lewej) na Lampedusie. Fot Jagoda Cieślik