Zepchnięci na margines, cz.1

Życie pełne książek
Przodkowie Béli przybyli do Kluża pod koniec XIX wieku.
– Moi rodzice i dziadkowie, a także ich rodzice prowadzili sprzedaż koni. Sprowadzali je z Serbii i Rosji, Węgier i innych miejsc… kiedy było łatwiej podróżować, jeszcze przed [pierwszą] wojną [światową].

Bela Novak, Rom, ma 60 lat. Jest sprzedawcą książek w centrum Kluż-Napoki. mieszka w dzielnicy Pata-Rat, po tym jak został przymusowo wysiedlony z nieformalnego osiedla w centrum miasta. Bez dokumentów potwierdzających prawo posiadania nie jest w stanie otrzymać dowodu osobistego z adresem stałego zameldowania, a w konsekwencji nie może zarejestrować swojej działalności gospodarczej.

Béla, najmłodszy z pięciorga dzieci, uwielbiał książki już od wczesnego dzieciństwa. Wspomina, że on i jego ojciec robili sobie konkursy w czytaniu.
– Oczywiście, mój ojciec czytał pierwszy, a potem była moja kolej. Byłem bardzo mały, ale lubiłem czytać. Czytałem Tołstoja, Dostojewskiego, Gogola, Dickensa, Zolę.
Zainteresował się historią, geografią; zgłębiał te tematy sam, a potem dyskutował o nich z przyjaciółmi i znajomymi. Większość z nich poznał poprzez sprzedaż książek, m.in. profesorów uniwersyteckich, lekarzy, inżynierów.
W 2012 roku burmistrz Kluż-Napoki, Emil Boc, został jednym z jego klientów.
– Był pod wrażeniem. „O, książki z mojej młodości!”. Dawałem mu dokładnie to, czego potrzebował. Miałem przewodnik po Klużu i przemowy Gheorhe’a Gheorghiu-Deja [rumuński lider partii komunistycznej przed Ceaușescu] i był zachwycony.
Ulica Coastei
Béla mieszkał na ulicy Aurel Vlaicu, 3 km od centrum miasta i około kilometr od ulicy Coastei.
– Miałem czteropokojowe mieszkanie, żyliśmy jak normalna rodzina – mówi.
Ale niefortunne, osobiste okoliczności zmusiły go do sprzedaży mieszkania w 1994 roku, gdy nie był już w stanie płacić rachunków. Wtedy wraz z rodziną przeprowadził się na ulicę Coastei.
– Za resztę pieniędzy – a było tego niewiele – kupiłem pokój z kuchnią. Moja żona i ja mieliśmy sześcioro dzieci.
Chociaż Béla i jego żona rozstali się podczas mieszkania na ulicy Coastei, cała rodzina wciąż mieszkała blisko siebie.
– Na Coastei, przed zburzeniem budynków, byłem zadowolony. W tym sensie, że… zarabiałem na chleb, nie miałem z nikim problemów, sprzedawałem książki. Nie chciałam zarobić fortuny, nic z tych rzeczy. Chciałem tylko żyć, to wszystko. Było mnie stać na mieszkanie, rachunki za wodę i energię.
Przymusowe wysiedlenie
15 grudnia 2010 roku przedstawiciele władz miejskich pojawili się na ulicy Coastei.
– Przynieśli nam jakieś formularze. To był tylko taki… trik, żeby zmylić ludzi. Myśleli: jak Cygan, to głupi, nie załapie, o co chodzi. Powiedzieli, że ci, którzy chcą złożyć wniosek [o lokal zastępczy], [mogą to zrobić] w urzędzie miasta… Złożyłem więc podanie, a następnego dnia dostałem odpowiedź.
Podanie Béli o lokal zastępczy zostało odrzucone. Mieszkańców poinformowano o nadchodzącym wyburzeniu ich domów i dostali 24 godziny na wyprowadzkę.
– Byłem ostatnią osobą, której dom [zburzono], ponieważ nie chciałem się wyprowadzić. [W domu zostało] 1500 moich książek… mnóstwo moich książek, [a także] starsze rzeczy, antyki.
Tak jak i innym mieszkańcom, Béli nigdy nie zrekompensowano jego strat. Tuż po rozbiórce Béla nie mógł wyjść z szoku. Wraz z kilkoma innymi osobami mieszkał na ulicy przez kolejne trzy dni.
– Rozpalałem ogień drewnianymi deskami, a było minus 20 stopni, możecie sobie to wyobrazić?
Béla używał drewna i materiałów ze zburzonych domów, żeby podtrzymać ogień, mieszkając na dziko w swojej dawnej dzielnicy.
– Całą noc rozpalałem ogień. A potem przyszły [lokalne władze] i zabrały nas… do Pata Rât… Narysowali kwadrat [na ziemi] i powiedzieli: „masz tyle [ziemi]”… A potem… przywieźli ciężarówkę pełną desek. Rzucili je na ten skrawek ziemi i to by było na tyle. Nie miałem nikogo, był środek zimy… Mieszkałem gdzie mogłem, tu i tam.
Béla przetrwał zimę, ale w następnym roku musiał stawić czoła tej samej sytuacji.
– Mój syn wrócił z Włoch… to on zbudował tę ruderę, ale z powodu [braku] pieniędzy nie mógł jej skończyć… Widzieliście, że na podłodze nic nie ma, nawet teraz, ciągle jest tak samo… – Béla ledwo przetrwał pierwsze dwie lodowate zimy w Pata Rât.
– Było bardzo, bardzo ciężko. Najgorsza była ta samotność, przychodzisz z [pracy] żeby narąbać drewna, rozpalić ogień… ugotować coś, pozmywać i tak dalej…
W lutym 2012 roku Béli skończyło się drewno. Ponieważ nie był w stanie rozpalić ognia, niewiele brakowało, a zamarzłby na śmierć.
– Miałem szczęście, że [mój syn] przyjechał i zabrał mnie ze sobą. Tak udało mi się uciec.
W październiku 2012 roku, mając przed sobą kolejną zimę, Béla zdecydował się złożyć podanie o miejsce w tymczasowej noclegowni dla bezdomnych.
– Ponieważ władze pozwoliły mi na dalszą sprzedaż książek i nie robiły mi problemów, [mogłem zaoszczędzić] trochę pieniędzy.
Jednak ze względu na brak wolności i prywatności, wiosną Béla zdecydował się na powrót do swojego domu w Colinie Verde.
Życie po wysiedleniu

Bela Novak: – Całą noc rozpalałem ogień. A potem przyszły [lokalne władze] i zabrały nas… do Pata Rât… Narysowali kwadrat [na ziemi] i powiedzieli: „masz tyle [ziemi]”… A potem… przywieźli ciężarówkę pełną desek. Rzucili je na ten skrawek ziemi i to by było na tyle. Nie miałem nikogo, był środek zimy… Mieszkałem gdzie mogłem, tu i tam.

Béla trzyma teraz swoje książki – łącznie ponad 2000 – w Pata Rât. Każdego dnia, oprócz weekendów, jeździ do centrum Kluż-Napoki sprzedawać je na stoiskach ulicznych. Nosi je w jednej lub dwóch torbach i zabiera się rano z autobusem szkolnym. Kiedy ma ich zbyt wiele, żeby móc je unieść, prosi kogoś znajomego o podwózkę. Jak jest zimno, wraca do domu wcześniej, ostatnim szkolnym autobusem. Tak jak inne rodziny, które nie dostały lokali zastępczych, Béla martwi się o swoje prawo do ziemi.
– Problem w tym, że nigdy nie wiesz, kiedy [przyjdą] i powiedzą: „panowie, musicie się wyprowadzić”. Chociaż mieszkańcom powiedziano, że „wolno im” budować w Colinie Verde, nie dostali zgody na dzierżawę ziemi ani jakiegokolwiek oficjalnego pozwolenia na budowę. Bez tytułu prawnego do ziemi Béla nie może dostać dowodu tożsamości ze stałym adresem, przez co nie może zarejestrować działalności gospodarczej ani uzyskać dostępu do opieki społecznej, np. dofinansowania na ogrzewanie.
Ciepły, jesienny dzień dobiega końca i Béla musi wrócić na swoje stoisko. Nie chce myśleć za dużo o przyszłości.
– Szczerze mówiąc, trochę się boję planować. Obecna sytuacja w Rumunii nie jest stabilna. Jeśli pracujesz, zarabiasz niewiele… Jeśli prowadzisz swój interes, taki mały jak mój, wystarczy, żeby zarobić na życie, żeby egzystować i… to by było na tyle – wzdycha i dodaje: – Chciałbym móc przetrwać zimę i zameldować się w tamtym miejscu. Dopóki jestem zdrowy i mogę chodzić, mogę sam zarabiać na chleb. Niczego od nikogo nie oczekuję. To tyle.
W 2011 roku, w odpowiedzi na głosy krytyki ze strony organizacji pozarządowych w sprawie przymusowych wysiedleń na ulicy Coastei, samorząd miejski Kluż-Napoki zaczął rozważać możliwość stworzenia projektu mieszkaniowego razem z Programem Rozwoju ONZ. Podczas wielokrotnych spotkań z wysiedlonymi rodzinami w 2012 roku lokalne władze zobowiązały się do rozpoczęcia przenoszenia ludzi w 2013 roku. Obecnie jednak szczegóły planowanego przeniesienia wciąż są mgliste. W lutym 2013 roku, podczas spotkania z Amnesty International, Europejskim Centrum Praw Romów i pozarządową organizacją Fundatia Desire, rumuński minister rozwoju regionalnego przyznał, że sytuacja Romów mieszkających w Pata Rât jest „nie do zaakceptowania”. Mimo to, minister nie zobowiązał się do rozwiązania sytuacji wysiedlonych rodzin w sposób zgodny z międzynarodowymi standardami praw człowieka.
W kwestii prawa do mieszkania Rumunia ma między innymi obowiązek przedstawienia mieszkańcom, którym grozi wysiedlenie, jakie mają przed sobą możliwości, uprzedzić ich odpowiednio wcześniej i unikać przeprowadzania eksmisji podczas wyjątkowo złej pogodzie. Władze jednak informują o wysiedleniu z jedynie 24 godzinnym wyprzedzeniem i przeprowadzają ją podczas bardzo niskich, zimowych temperatur, tak jak to było w przypadku mieszkańców ulicy Coastei. Władze nie potrafią też zapewnić odpowiednich lokali zastępczych tym, którzy nie potrafią sami zarobić na swoje utrzymanie.
Rząd przyznał, że „brak odpowiednich warunków mieszkaniowych i usług komunalnych, aktów własnościowych domów i ziemi prowadzi do wykluczenia społecznego, zamyka dostęp do pomocy społecznej, medycznej, edukacji i ogólnie wszystkich praw obywatelskich. Niemniej jednak lokalne władze wciąż przeprowadzają przymusowe wysiedlenia społeczności romskich, wyjątkowo narażonych na wykluczenie społeczne.
Tło sprawy: przymusowe wysiedlenia w Kluż-Napoce
Ulica Coastei była niegdyś w przeważającej części dzielnicą romską zamieszkałą przez około 350 osób. Dzięki dogodnemu położeniu w centrum Kluż-Napoki, jednego z najbardziej zaludnionych i dynamicznych miast, mieszkańcy społeczności mieli sporo możliwości zatrudnienia, dostęp do transportu publicznego i usług takich jak szkoły czy opieka medyczna. Wielu mieszkało na tym terenie przez ponad 20 lat. Ale o 7 rano 17 grudnia 2010 roku, bez wcześniejszego powiadomienia lub konsultacji z mieszkańcami, władze miejskie siłą eksmitowały całą dzielnicę, dając mieszkańcom jeden dzień na spakowanie swoich rzeczy i wyprowadzenie się. Większość z nich przeniesiono do Pata Rât, terenu przemysłowego na obrzeżach miasta, znanego z wysypiska śmieci i składu odpadów chemicznych.
W maju 2013 roku Sąd Najwyższy uznał, że działanie władz miasta Kluż-Napoka miało charakter dyskryminacyjny. Dawni mieszkańcy ulicy Coastei wciąż czekają na zadośćuczynienie i alternatywne lokalne, które spełniałyby odpowiednie warunki do mieszkania.
Działaj teraz! Podpisz petycję do premiera Rumunii o powstrzymanie przymusowych wysiedleń.
Czytaj dalej:
Zepchnięci na margines, cz. 2, Historia W. >>>
Zepchnięci na margines, cz. 3, Historia Dusi >>>
Tekst jest fragmentem raportu „Zepchnięci na margines: pięć historii przymusowych wysiedleń Romów w Rumunii” opublikowanego 18 czerwca 2013 r.
Tłum. Aleksandra Kozyra